Są na niebie i ziemi rzeczy, o których się nie śniło doktorom nauk filologicznych. Gabriel Gaba Gabiński wiedzie spokojne życie w mieście Z (zwanym także Donieckiem). Wykłada literaturę, uprawia filozofię, ignoruje wiadomości z szerokiego świata. W 2014 roku uporządkowana rzeczywistość Gabriela ulega destrukcji. Rosyjscy okupanci i lokalni kolaboranci odmieniają miasto do tego stopnia, że da się je wprawdzie rozpoznać, ale zrozumieć go już nie sposób. Gabiński jedzie do Kijowa. Przesiedla się nieodwołalnie i radykalnie, bo także na gruncie językowym. Ojczysty rosyjski zastępuje mową ukraińską stara się ją opanować, ale to ona opanowuje go bez reszty. Gaba zarabia w stolicy na przesiedleńczy chleb powszedni i z gorliwością neofity czerpie z nieprzebranego słowopoju. Ta historia, jak każda historia, nie ma początku ani końca. Tę historię, jak wszystkie inne, każdy z nas może opowiedzieć po swojemu. Łatwo dziś o nieporozumienie. W naszych czasach tożsamości są płynne, amnezje zbiorowe, a komunikacja międzyludzka idzie w ślady krążownika Moskwa. W co warto wierzyć? W język źródło olśniewających przesłyszeń. W zafrasowane oblicze, które co dzień wita cię w lustrze. W widmo Kobylej Głowy krążące nad Europą.
Marcin Gaczkowski