Zapewniam, że ta poetka nie jest kłopotliwa. Rzeczywiście, poetka Małgorzata Bobak Końcowa nie jest kłopotliwa. Mam wrażenie, że zarówno w życiu, jak i w wierszach jest (bywa) plastrem na wszelkiego rodzaju rany, zadrapania i inne życiowe okaleczenia, o których nie wstydzi się mówić, nie boi pisać. Przez pryzmat swoich i cudzych doznań oraz doświadczeń, często wspomnień dokonuje podsumowań tego, co się w tym dziwnym, zagmatwanym życiu i świecie porobiło. To dziecko, wciąż (i na szczęście) żywe w podmiocie lirycznym, patrzy na rzeczywistość ufnie i życzliwie, co powoduje często zderzenia czołowe w dorosłym życiu. Czerwone lakierki przypominają mi wędrówkę po miejscach bliskich Autorce, z bliskimi ludźmi, a więc ważnymi, nie bez powodu zapamiętanymi. Istotną rolę odgrywają w tomie rekwizyty, dla przykładu tytułowe czerwone lakierki, stara szafa, klucz na szyi czy kanapki z wątrobianką. To są słowa klucze do czasem bolesnych i smutnych opowieści, wierszy-obrazów, które czytając się widzi. Czerwone lakierki to również pełne troski i niepokoju wiersze o ciemnej stronie życia, także życia braci mniejszych, doświadczających ludzkiej brutalności. Czynienie dobra, bycie dobrym, dostrzeganie dobra szeroko pojętego i rozsiewanie go wokół czynią książkę Małgorzaty Bobak-Końcowej (mimo często depresyjnej temperatury utworów) przyjazną i bliską. Trochę swoją własną, bo czytając niektóre wiersze, pojawia się wrażenie dja vu: Czyja to napisałam, czy napisano o mnie? Czy to mój dom, moja ulica, mój warkocz.
Mirka Szychowiak