Zapewne dużo częściej cały frazes pojmowany jest metaforycznie. Zrodził się on samorzutnie, w „gorączce chwili". Jakoś doraźnie objaśniał gwałtowne zwroty wojennej sytuacji z lata 1920 roku, gdy z oczywistych względów nie mogły one być - na społeczną skalę - oceniane rzeczowo. Ale tak pozostało to po dziś dzień. Było wygodne; zwalniało od trudów łamania sobie głowy nad skomplikowanymi układami konkretnych okoliczności.
Polskie wyzwanie Rosji na ,sąd Boży" widziałbym w naszej wyprawie kijowskiej wiosną 1920 roku. Wiadomo było, że Rosjanie uchylić się już nie mogą. I była w tej decyzji nasza pozytywna samoocena własnej kondycji, czyli wcześniejszych przygotowań - we wszelkich stosownych dziedzinach.(...) Nieocenioną rolę odegrała wielka mobilizacja wszelkich wewnętrznych rezerw, jakimi jeszcze - okazało się - kraj dysponował, zasobów materiałowych i ludzkich, a także determinacji społecznej.
Nie da się tego porównać z mobilizacją potencjału rosyjskiego. Ich , szok kijowski-jako groźba rozbioru odwiecznej Rusi- był krótkotrwały i płytki. Na fali bolszewickich zwycięstw wewnętrznych i początkowego powodzenia na froncie polskim źle oceniono sytuację, zlekceważono sobie nas. Tak w polityce, jak i na wojnie trzeba za to płacić stosowną cenę.