Znaleźć się we właściwym miejscu i czasie to dewiza stara jak świat. I temu za wszelką cenę usiłuje sprostać główny bohater powieści, Marco Louminar, świadom jednocześnie, że podstawowa trudność związana z realizacją tego zadania polega na cofnięciu wskazówek zegara. W tej odwróconej pogoni za czasem przemierzamy razem z nim zarówno mniej lub bardziej odległe zakątki kuli ziemskiej, jak i bardzo osobiste dlań przestrzenie. Z każdym pokonywanym metrem bohater odsłania kolejne fragmenty tej skomplikowanej układanki. Mimo imponującej skrupulatności, z jaką odnotowuje w dzienniku pokładowym dane dotyczące swojego położenia, jego podróż nie poddaje się łatwej analizie nie przebiega bowiem wewnątrz granic, jakie wytyczamy sobie umownie, żeby łatwiej poruszać się w świecie, lecz wiąże się z przełamywaniem barier, którymi otaczamy się dla większego poczucia bezpieczeństwa. Brakuje mu jednak punktu zaczepienia, swoistej przystani, w której mógłby na moment choć zacumować i poszukać wytchnienia. Jak się bowiem okazuje nie ma sprawdzonego przepisu na stratę, żal, poczucie pustki, samoakceptację i bezradność, przed którymi nie sposób uchronić się nawet w sycylijskiej atomowej łodzi podwodnej. Pancerny korpus kruszeje za sprawą czysto ludzkiej wrażliwości. W swojej trzeciej już powieści autor serwuje czytelnikowi nie lada przysmak Kanapka ze ślimakiem jest zaproszeniem do bardzo osobliwej i zarazem bardzo wymagającej podróży w obszary najtrudniej poddające się naszej eksploracji, wychodzące daleko poza tradycyjny, trójwymiarowy porządek świata. Bohater balansuje więc na granicy tego, co znane i nieznane, co wypowiedziane i niewypowiedziane w podwójnym tego słowa znaczeniu, to jest zarówno tego, co jesteśmy w stanie wyrazić słowami, jak i tego, gdzie język obnaża podobnie jak bohater tej powieści swoje granice, a jego wędrówka staje się źródłem niekończących się pytań, z których zdecydowana większość musi pozostać bez odpowiedzi.
Przygotowana na osobnym ruszcie i podana w wyrafinowany sposób Kanapka ze ślimakiem przypomina w smaku coś, co wszyscy dobrze znamy i czego na pewno nie raz w życiu doświadczyliśmy lub doświadczymy, choć zdarza się, że wszelkie próby nazwania tego kończą się fiaskiem. Bohater tej powieści nie ma jednak żadnych problemów z nazywaniem rzeczy po imieniu i tym potrafi niezwykle zjednać, przywiązać do siebie czytelnika. Jest wybitny w swoim fachu, skrupulatny, a chwilami wręcz wyrachowany, szczególnie wobec siebie. Można zatem powiedzieć, że to powieść bardzo osobista. I bardzo okrutna zarazem.
To jednocześnie powieść odważna, bo opowiadająca o bardzo delikatnej, kruchej sferze ludzkiej egzystencji, pozwalająca odnaleźć w sobie nowe poziomy wrażliwości i zarazem bez serca, bo nie oszczędzi żadnego czytelnika.
To wreszcie powieść bardzo skomplikowana pod względem konstrukcyjnym, bo abstrahująca zupełnie od klasycznych wzorców gatunkowych niezwykle zajmująca dzięki nietuzinkowej i wielopoziomowej narracji, której poszczególne elementy w połączeniu z poszukiwaniem różnych, czasem zupełnie nieoczywistych, form wyrazu układają się intuicyjnie, wręcz zaskakująco naturalnie, w logiczną całość i niezwykle przejmująca do szpiku kości, szczerym, wycyzelowanym do ostatniego słowa, bez zbędnych, przegadanych fragmentów relacjonowaniem osobistej tragedii, która zmusza bohatera do swoistej rekonstrukcji świata.